Sonntag, August 13, 2006

w naszej poprzedniej miejscowosci, ja z kuzynem i z bratem pracujemy kolo garazu, nosimy jakies rzeczy, nagle zauwazam, ze moj brat zniknal. mowie o tym kuzynowi, zaczynamy razem szukac, schodzimy do garazu, ktory nie jest jednym pomieszczeniem, tylko platanina malych klitek poprzedzielanych drewnianymi sciankami, zaroslych pajeczyna i bardzo ciemnych. swiecimy latarka, wolamy, nikogo nie widac, wiec chociaz nie jestesmy do konca pewni, ze zbadalismy juz caly garaz, wiec przenosimy sie na zewnatrz. kolo garazu wolam jeszcze raz, pochylam sie i slysze bardzo slabe i ciche wolanie brata. ale w tym miejscu jest tylko ziemia, trawa, ani sladu jakiegos wejscia. schodzimy jeszcze raz do garazu, przeszukujemy ponownie te male klitki, tym razem jestesmy pewni, ze przeszukalismy wszystko, ale nic nie znajdujemy.

biegne do rodzicow, ktorzy siedza w kuchni i jedza obiad. mowie im, co sie stalo, a oni na to, ze i tak nie moga bratu w tej chwili pomoc, wiec trzeba najpierw spokojnie zjesc obiad, a potem sie zastanowc, co dalej robic. 'co wy, kurwa, dziecku wlasnemu nie chcecie pomoc?!' krzycze i wybiegam na zewnatrz. przed budynkiem stoja jacys ludzie, patrza sie na mnie jak na wariatke, ale nie zwracam na nich uwagi. wiem, ze burmistrz musi miec plany budowlane calej miejscowosci, tam na pewno jest zaznaczona jakas tajna skrytka, schron, albo cos takiego.

burmistrz nie chce mi dac planow, mowi, ze to tajne dokumenty, ale ja zaczynam na niego krzyczec, ze bedzie mial zycie czlowieka na sumieniu, on widzi, jak bardzo jestem przerazona i sam sie zaczyna bac i daje mi te plany.

teraz tylko spokojnie, mysle, teraz musisz sie skoncentrowac. siadam na pokrytym trawa pagorku przed samotnie w polu stojacym kosciolem. otwieram plany, to sa zdjecia lotnicze budynkow. zaczynam im sie przygladac. nagle przed kosciolem stoi jakis metalowiec, czarne dlugie wlosy, czarne ubranie, dlugi skorzany plaszcz, czarny makijaz wokol oczu. mowi do mnie, ze on wie, ze ja mam plany tajemnych krypt w tym kosciele i mam mu te plany dac. ja ze mu nie dam, bo to sa tajne plany i burmistrz powiedzial, ze mam nikomu nie pokazywac. ten facet na to, ze on i tak sie dostanie do tego kosciola, wyciaga mala siekierke i zaczyna nia rozwalac drzwi do kosciola. robi przy tym sporo halasu. postanawiam mu dac plany tego kosciola, glownie po to, zeby przestal halasowac i zebym sie mogla skupic na szukaniu. poza tym zal mi tych drzwi i nie chce, zeby jeszcze cos zdemolowal. metalowiec bierze ode mnie te plany i znika w kosciele.

ja skupiam sie na planach sklepu spozywczego. wlasciwie nie widze nic specjalnego, ale moja intuicja mowi mi, ze tu jest rozwiazanie zagadki. mroze oczy, zaczynam widziec oprocz zarysow murow sklepu jeszcze dwie dziwne plamy, mroze oczy jeszcze bardziej, nagle z cala wyrazistoscia widze, ze pod sklepem znajduja sie dwa bardzo glebokie szyby o pionowych scianach wylozonych drewnem. moje przerazenie jeszcze sie zwieksza. czy mozna przezyc upadek do takiego szybu? ale przeciez slyszalam jego glos, moze zatrzymal sie na jakiejs wystajacej desce. oby tylko utrzymala jego ciezar. teraz trzeba szybko sprowadzic sluzby ratunkowe, strazakow, taternikow, nie wiem, kogo jeszcze. dzwonie, przyjezdzaja, oswietlaja szyb, nikogo nie widac, brat nie odpowiada na wolanie, moze stracil przytomnosc. oby tylko nie obsunal sie na dno. strasznie sie boje.